Kocyk jest tym razem patchworkowy.
Centralna łata – mężowska koszula, prawie nowa, której przypalił się rękaw podczas prasowania. Nie moja wina! Żelazko się popsuło! Pozostałe łatki to różne kawałki, ale z męskich koszul.
Spód to ostatni kawałek misiowego materiału pozostałego z wyrobów dla moich dzieci (obecnie 24 i 18).
W środku ocieplina. Więcej zdjęć nie ma...
Fajny ten kocyk:) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBardzo ładny, taki kubusiowy :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Elu, kocyk jest świetny.
OdpowiedzUsuńCo do przypalonego mężowego rękawa.... ostatnimi czasy bardzo często psuje mi się żelazko i igły jak potrzeba coś podreperować. Nikt się niczemu nie dziwi;-)